Na próżno szukać polskich recenzji "Ali e Radici". Być może w prasie takowe się pojawiły, jednak szanse ich znalezienia są niewielkie. Zdecydowanie więcej treści niesie za sobą sieć. Znaleźliśmy krótką, lecz bardzo krytyczną recenzję i choć zdajemy sobie sprawę, że materiał najnowszego albumu jest trudniejszy niż wcześniejsze, nie sądziliśmy, że Eros może kogoś aż tak rozdrażnić.
"Niestety nie byłem w stanie znieść słuchania nowej płyty Włocha w całości. Zdecydowałem się podzielić zaznajamianie z "Ali e Radici" na kawałeczki, smakowane częściowo, w niewielkich odstępach czasu. I co zauważyłem? Jakbym słuchał w kółko trzech tych samych piosenek. Popowe okropności ze smyczkami. Szkaradztwo do kwadratu! Możliwe, że krążek „Ali e Radioci” nie podoba mi się z tego względu, że artysta od lat korzysta ze sprawdzonej receptury i wszystkie piosenki nagrywa na jedno kopyto. Dotychczas uważałem, że każda jego płyta mieści się ramach dobrego smaku, ale ileż można śpiewać o miłości; w dodatku zawsze do ckliwo-balladowych aranżacji.
Ramazzotti nie zmienił twórczego podejścia, a jego romantyzm wypalił się już doszczętnie. Pozostał jeno żal."CAŁOŚĆ POD TYM ADRESEM