Za nami Eurowizja 2014. Oglądam ten konkurs rokrocznie od chyba 1997 roku. Najpierw kilka słów o włoskiej propozycji, która była o klasę gorsza od poprzednich. Oceniam ją na miejsce jakie zajęła, czyli 21. Teraz o Polsce. Okazuje się, że gdyby głosy z krajów nie dzielone były na jury i widzów, to punktami od samych widzów dostalibyśmy się do ścisłej czołówki. Tak czy inaczej niespodzianka - od Włoch dostaliśmy 8 punktów! To wynik bez precedensu, bo to nie głosowała Polonia, właśnie Włosi. I według mnie to Włosi-mężczyźni głosowali z wiadomych względów na ładne Słowianki. Do tego w Jury musieli być też w większości panowie-Włosi. Tak czy inaczej prawdopodobnie od widzów dostaliśmy z Włoch 12 punktów, co pokazuje, jak bardzo są oni w kobietach zakochani. Rozszerzać nie będę, wiadomo o co chodzi...
Fakt, że Eurowizję wygrała kobieta z brodą nie jest zaskakujący, a jedynie zasmucający. Przecież pod koniec lat 90-tych wygrała kobieta - transseksualista z Izraela. Piosenka wykonana w tym roku przez Austriaka to utwór nie mający szans na zaistnienie w rozgłośniach radiowych jak choćby hit z Azerbejdżanu czy Szwecji. A te miały tam swoje kilka miesięcy dobrych notowań. Zdecydowanie muzycznie najlepsza była Holandia. Przepiękna ballada w amerykańskim stylu, której kojące tło stanowi dźwięk charakterystycznej gitary. To słychać też u Erosa. Wsłuchajcie się w płytę Calma Aparrente.
Jeszcze raz wrócę do zwycięzcy. Smutne jest, że coś tak sprzecznego z normalnym Prawem Natury, ustanowionym przez Boga jest "doceniane". Kobieta mężczyzną, mężczyzna kobietą. Wynaturzenia stają się sposobem na zaistnienie pod pozorem walki o równość, wolność, tolerancję, cokolwiek innego. Mnie to odrzuca, jak każdego normalnego mężczyznę odrzuca kobieta z brodą. Bo ja jak każdy normalny mężczyzna lubię patrzeć na piękne i naturalne kobiety. Kto zatem głosował na kobietę z brodą? Większość. Jaka to większość? Nie wiem, nie znam ich...