Za nami premiera pierwszego singla i teledysku o tytule identycznym, co album - "Vita Ce N'è" od pierwszych nut przywołuje to, co w stylu Erosa Ramazzotti od ponad 20 lat charakterystyczne. Zapraszam na krótką recenzję.
Zacznijmy od warstwy tekstowej. Eros śpiewa oczywiście o miłości. "Czuję gorące słońce, jeśli będziesz moją energią, nigdy się nie zatrzymam, wszystko ma sens i składa się w jedno". Śpiewa też "Życie wciąż tam jest (życie nadal trwa), ty wiesz, odnowiona miłość, zbudujemy ją razem, nie ma jednego kierunku". Wśród gitar i melodyjnych riffów słyszymy delikatny fortepian, które nadają dynamikę refrenowi, forma umiejscowienia słów w pojedyncze oddalone lekko od siebie frazy wzmacnia przekaz i emocjonalną siłę. Elektronika tylko subtelnie ubogaca tło. Jest zatem klasycznie dla Erosa, jednak nie nudno i sztampowo, jak choćby w "Parla con me", które jest podobne, jednak pozbawione tej energii. Mamy lekkie chórki w tle niektórych fraz. W 2:08, a zwłaszcza w 2:26 gitara wprost okrasza uszy miodem, w odpowiednim momencie. Pięknie rozmyty koniec i echo, dają poczucie przedsmaku pięknych melodii, które nas czekają na płycie. Zastanawia mnie z kim przy tej płycie współpracował Eros i czy jest to ta sama ekipa, z które wyłamał się jedynie na NOI, mam na myśli głównie producenta.
Inna kwestia to teledysk. Od dawna uważałem, że Eros nie ma dobrych menadżerów i potencjał nie jest dobrze wykorzystany (wystarczy zobaczyć na nową stronę główną Erosa). Teledyski są sztampowe, jednak ten jest co najwyżej mierny. Marc Klasfeld to uznany i doświadczony reżyser (ponad 200 teledysków w USA). Rozumiem, że zapoznał się z tekstem i przyszła mu głowy para. Wyszło miernie - powtarzam się. Nie trzeba było jechać do Miami, by coś takiego wyreżyserować. To trwało pewnie kilka godzin. Ujęcia Erosa na tle białych budynków, to jedyny pomysł na umiejscowienie piosenkarza. Historia z parą przestępców to jak jakiś zlepek z fantazji 14-latki. Postrzelony wiking jest opatrywany ręcznikami przez ciemnoskórą dziewczynę. Jak widać nie trzeba nawet wyjmować kuli. Potem scena radości w łóżku, nawet nie mamy wyjaśnienia, co stało się z raną (pewnie miłość ją wyleczyła). Scena w sklepie i kolejny strzał. Nie przywiązujemy się do nich, po pierwsze to przestępcy, po drugie nie ma między nimi chemii. Gdyby taką prezentowali lub jakiekolwiek większe umiejętności aktorskie, pewnie byłoby trochę lepiej. Jednak tymi rzeczami zajmuje się reżyser. Jego pomysł jest po prostu sztampowy, kiepski, mizerny. Nie chcę krytykować dla samej krytyki, wystarczy zobaczyć teledysk do "Piu bella cosa" , by zobaczyć jak się powinno dostosowywać poziom pomysłu i realizacji do piosenki.